Legenda o bogini Gefion
Fontanna Gefion (Gefionspringvandet), to jeden z tych zabytków, których nie wolno ominąć, zwiedzając Kopenhagę. Ufundowana przez władze miasta i Fundację Carlsberga, uruchomiona 14 lipca 1908 r., umieszczona została nieopodal cytadeli Kastellet i nadbrzeża Langelinie. Autorem monumentalnej rzeźby jest Anders Bundgård. Turyści z zaciekawieniem przyglądają się kobiecej postaci, stojącej za pługiem zaprzężonym w cztery byki i obserwują spadającą kaskadami wodę. Niewielu jednak wie, iż uwieczniona w kamieniu scena, to jedna z najciekawszych legend o powstaniu wyspy Zelandii i państwa duńskiego.
Zdarzyło się to przed wiekami, w czasach gdy mieszkańcy północnych krain wciąż wierzyli w dawnych bogów, prosili Odyna o dar mądrości i poezji, składali ofiary Frejowi i Freji, by zapewnić sobie ich błogosławieństwo, a w czasie burzy spoglądali w niebo wypatrując swego mężnego obrońcy, Thora, pędzącego na zaprzężonym w kozły wozie w pogoni za okrutnymi olbrzymami i miotającego niechybiającym celu młotem Mjölnirem.
Większość bogów Północy nadal zamieszkiwała swą starodawną siedzibę, Asgård, ale niektórzy, przenieśli się na ziemię i osiedli wśród ludzi, twierdząc, że kochają życie na otwartej przestrzeni, a w pałacowych komnatach im za ciasno.
Jedną z bogiń, które upodobały sobie ludzkie życie i zajęcia, była Gefion. Wywodziła się ze starego rodu Wanów, była opiekunką rolników i kobiet, które jeszcze nie doświadczyły rozkoszy i cierpień miłości. Wydano ją za mąż za Skjolda, syna Odyna, ale wszyscy pamiętali, że w młodości miała romans z jednym z olbrzymów. Trudno zresztą było o tym zapomnieć, patrząc na czterech synów Gefion, potężnych jak góry i silnych jak woły. Z usposobienia jednak byli łagodni, oddani matce i żyli w pokoju tak z przybranym ojcem i innymi bogami, jak i z ludźmi.
Gefion nade wszystko kochała patrzeć jak rzucane w czarną, urodzajną rolę ziarno wyrasta dając tysiąckrotny plon. Jak owoce dojrzewają w letnim słońcu, a ludzie radują się bogatym żniwem. Chętnie uczestniczyła w pracach rolników, udzielając dobrych rad, ale także stając za pługiem lub chwytając do ręki kosę. Uczyła swych synów szacunku do ziemi i wymarzyła sobie dla nich przyszłość wielkich gospodarzy.
Najpierw jednak musiała rozwiązać pewien istotny problem. Nie miała rozległych posiadłości, które mogłaby zostawić w spadku synom, żyznych ziem, które mogliby orać i obsiewać. A na Północy robiło się coraz ciaśniej, bo starym hövdingom nie w głowie już były wojenne wyprawy. Owszem, wysyłali za morze swych ciekawych świata synów, ale sami osiedli na dobre w swoich grodach i zajęli się gospodarowaniem na leżących niegdyś odłogiem polach. Najpotężniejszy z nich Gylfe ogłosił się nawet królem nad ziemiami Swionów.
„Trzeba przyznać, że Gylfe potrafił się urządzić w życiu”, pomyślała Gefion. Na początku nie miał nic prócz starego miecza i powyginanej tarczy, ale nigdy nie brakowało mu męstwa i tupetu. Walczył u boku legendarnych bohaterów i pływał na ich statkach, aż w końcu sam zdobył statek i stał się postrachem mórz. Zgromadził potężne bogactwa i zyskał sobie uznanie samego Odyna, który nie tylko zapraszał go na uczty do Asgårdu, ale i dał mu we władanie piękną nadmorską krainę. A teraz stary bóg przychylnie patrzył na jego rosnące w siłę państwo i puszczał mimo uszu skargi sąsiadów Gylfe, którzy twierdzili, iż bezprawnie zagarnia ich dobra, wciąż powiększając swoje ziemie.
„Oby Odyn okazał się równie hojny dla moich synów”, westchnęła Gefion, podejmując decyzję. Pójdzie do Ojca Bogów i poprosi o ziemię.
Odyn siedział na swym rzeźbionym krześle w wielkiej sali Asgårdu i miał dość zakłopotaną minę. „Spóźniłaś się, Gefion. Nie mam już ziem, które mógłbym dać tobie i twoim synom. Wczoraj był tu Gylfe i dostał ostatni kawałek... Nie cofnę danego słowa. Ale spróbuj z nim porozmawiać, może zgodzi się odstąpić ci część swoich posiadłości.”
W to akurat Gefion wątpiła. Gylfe był przebiegły i skąpy. Nigdy nie wypuszczał z ręki tego, co udało mu się zdobyć. I czy teraz ona, bogini miała prosić jakiegoś swiońskiego królika o to by podzielił się z nią ziemią? Nigdy! Po chwili pomyślała jednak o swoich synach i miłość zwyciężyła dumę.
„Miła Gefion, rozumiem Twoje racje...” Krzesło na którym Gylfe siedział w wielkiej sali swego dworzyszcza w Gamla Uppsala miało bogatsze zdobienia niż tron Odyna w Asgårdzie, nawet Gefion zwróciła na to uwagę, choć na ogół nie przywiązywała wagi do takich drobnostek. „... ale ja też mam synów i córki”.
Gylfe nie chciał zadzierać z bogami, ale nie w smak mu było oddawać to, co już zostało mu przyobiecane. Musiał wymyślić coś sprytnego, by wyjść z twarzą z tej kłopotliwej sytuacji. Aby zyskać na czasie zaproponował, by Gefion udała się wraz z nim obejrzeć darowane przez Odyna ziemie.
Nie były to pola uprawne tylko dzikie lasy pełne granitowych bloków. Ale Gefion uśmiechnęła się, bo oczami wyobraźni zobaczyła, jak mogłyby wyglądać, gdyby ktoś zajął się nimi w odpowiedni sposób. Ale wymagało to lat ciężkiej pracy... Gylfe też o tym dobrze wiedział i przyglądał się jej z namysłem:
„Moja Pani, zawrzyjmy układ. Skłonny jestem odstąpić Ci trochę ziemi, ale muszę się przekonać, że zrobisz z niej dobry użytek. Dostaniesz jej tyle, ile uda Ci się zaorać w ciągu jednej nocy... Synowie mogą Ci pomóc...”. To mówiąc odszedł zacierając ręce, pewny, iż udało mu się przechytrzyć Gefion.
Zapomniał jednak, że ma do czynienia z boginią. Gefion nie namyślała się długo. O zachodzie słońca czterej synowie stawili się na wezwanie matki. A kiedy wypowiedziała magiczną formułę zamiast czterech mężczyzn stały przy niej cztery potężne byki. Para buchała z ich pysków, ślepia błyszczały, kopyta uderzały w ziemię. Gefion zaprzęgła je do pługa i sama stanęła za nim. Rozpoczął się szaleńczy wyścig z czasem...
Kiedy o świcie Gylfe przyszedł w towarzystwie Odyna, żeby obejrzeć wyniki pracy stanął jak wryty. Rozciągało się przed nim ogromne przeorane pole. Nie miało regularnego kształtu, gdyż Gefion zmuszona była omijać te bloki skalne, które zbyt głęboko utkwiły w ziemi, ale rozpościerało się jak okiem sięgnąć.
„Ależ to niemożliwe...”, zdołał jedynie wyjąkać Gylfe. „Dla matki nie ma rzeczy niemożliwych”, odparła Gefion. „Wypełniłam warunki układu, ta ziemia przechodzi zatem w wieczne władanie moje i moich synów.” Gylfe nie śmiał protestować, dobrze wiedząc, że tym razem nie otrzyma poparcia Odyna. A Ojciec Bogów wyglądał na wyraźnie zadowolonego.
„Spisałaś się Gefion”, powiedział. „Znajdźmy teraz odpowiednie miejsce na twoje królestwo”. Po czym cisnął zaorane pole w morze, tak że stało się wyspą, którą od stałego lądu oddzielała jedynie wąska cieśnina. Tak powstała duńska wyspa Zelandia. Żeby dokończyć swego dzieła Odyn wypełnił wodą nieckę o nieregularnych brzegach, która pozostała po wyoranej przez Gefion ziemi. Tak powstało szwedzkie jezioro Mälaren.
Gefion osiadła na Zelandii, a wyspa wkrótce stała się spokojną i dostatnią rolniczą krainą, taką jaką bogini widziała kiedyś w swoich marzeniach. Później potomkowie Gefion zasiedli na królewskim tronie, a wśród pól Zelandii wzniesiona została stolica ich państwa – Kopenhaga.
Od tamtej pamiętnej nocy minęło wiele czasu. Stary świat zmienił się nie do poznania, a dawni bogowie Północy zniknęli z ludzkiej pamięci. Jednak bogini Gefion nadal strzeże swych ziem, dumnie spoglądając na nie zza pługa, do którego zaprzężone są cztery potężne byki. Para bucha z ich pysków, błyszczą ślepia a spod kopyt tryska woda...
- Zaloguj się, by odpowiadać