Polski żeglarz zginął na farerskich wodach
Tragicznie zakończyła się wyprawa polskiego jachtu Rzeszowiak na Grenlandię. 4 września 75 mil morskich na południowy wschód od Wysp Owczych polska jednostka uległa poważnemu wypadkowi, którego bezpośrednią przyczyną był silny sztorm.
Akcja ratunkowa trwała kilkanaście godzin. 2 żeglarzy z 10-osoby załogi jachtu zostało przetransportowanych śmigłowcem do szpitala w Tórshavn. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Pozostali członkowie załogi dotarli do stolicy Wysp Owczych następnego dnia na pokładzie jednostki pływającej farerskiej Inspekcji Rybołówstwa „Brimil”. Tam okazało się jednak, że jeden z polskich żeglarzy nie żyje.
12-metrowe fale
Wracający z Grenlandii jacht na Morzu Norweskim zaskoczył sztorm o ogromnej sile. Prędkość wiatru dochodziła do 54 metrów na sekundę, a fale osiągały wysokość 12 metrów.
Warunki pogodowe przez długi czas uniemożliwiały farerskim ratownikom dotarcie do Rzeszowiaka, na którego pokładzie znajdował się ciężko ranny żeglarz. Ewakuacja załogi z uszkodzonej jednostki mogła się rozpocząć dopiero, gdy wysokość fal spadła do 6 metrów.
- Próbowaliśmy pomóc, jak tylko mogliśmy. Byliśmy bardzo sfrustrowani złą pogodą, która uniemożliwiła nam szybsze przeprowadzenie akcji ratunkowej – powiedział pilot farerskiego śmigłowca Andrias Mouritsen w komentarzu dla portalu kringvarp.fo.
- Zaloguj się, by odpowiadać